wtorek, 18 maja 2010

Wyspa Ometepe

Jest 21:20 piątek (14.05) wieczorem i próbujemy zasnąć w hotelu Costa Azul na plaży Santo Domingo na wyspie Ometepe. Niestety jest bardzo gorąco, wentylator chodzi tak głośno jak ruski czołg i jakieś małe muszki nie chcą się odczepić i brzęczą mi koło ucha. W końcu wyprowadziliśmy się z kampingu Matylda, na którym spędziliśmy 4 tygodnie i gdzie spędziliśmy czas na surfowaniu (ja surfowałam jakieś 3 tygodnie, bo w między czasie przytrafił mi się mały wypadek i nie mogłam chodzić , nie wspominając już o próbach wskakiwania na deskę). Na wyspę dotarliśmy z San Jorge tzw. Lanchą -małą i starą łódką. Wyspa Ometepe powstała przez wypiętrzenie się 2 wulkanów: Conception (około 1600 m) oraz Maderas (1300 ok). Przejeżdżając przez wyspę chicken busem (naszm ulubionym transportem) moglśy podziwiać niesamowite widoki 2 wulkanów oraz lasów bananowych i tropikalnych. Droga była jak to zwykle bywa na wsi w tych rejonach: dziurawa, z wieloma zakrętami i piaskowa, co oznacza mnóstwo kurzu w autobusie. Ale było i tak wesoło. Kierowca wysadził nas w Santo Domingo: miejcowości podobno z przepiękną plażą. Wiadomo, że pojęcie piękna jest jednak bardzo subiektywną rzeczą i w tym momencie całkowicie nie zgodziliśmy się z autorem przewodnika Lonely planet. Plaża nie wywarła na nas wrażenia (tym bardziej, że nasza Matilda była super). Więc rozejrzeliśmy się trochę i stwierdziliśmy, że na pewno nie będziemy siedzieć na plaży. Poszliśmy coś zjeść (coś to znaczy ryż) i poznaliśmy tam lokalesa, który wszytko nam od razu zaproponował: przewodnik od osoby na wulkan 10 USD (przy wjeżdzie na wyspę proponowano nam za 25 Usd od osoby), rowery za 120 cordobas (a nie jak na początku za 200). Więc już wszytsko wiemy. Postanowiliśmy wypożyczyć rowery i zrobić mały tur wyspy. Wstaliśy więc wcześnie rano, zjedliśmy gallo pinto oczywiście i w drogę. Niestety drogi nie są tutaj w najlepszym stanie ale nie zraziło nas to, stwierdziliśmy, że zrobimy mały tour (jakieś 40 km) wokół wulkanu Maderas. Trasa okazała się jednak zbyt ciężka na nasze górale (nie mieliśmy resorów i hamulce były w kiepskim stanie): piaszczysta lub kamienista, wgórę i w dół, droga generalnie powulkaniczna: czyli co zostało po wybuchu wulkanu nie zostało sprzątnięte lub ułożone od wielu lat. W okolicach San Ramon (czyli po 15 km) zrobiliśmy odpoczynek, trochę nam już się a plaży Santo Domingo na wyspie Ometepe, znjdującej się na jeziore Nikaragujskim.kręciło w głowie ale stwierdziliśy, że nie lubimy wracać tą samą trasą więc jedziemy naprzód. Był to jednak mały błąd. Jak później przeczytaliśmy w przewodniku trasa od San Ramon do La Palma jest najgorszą trasa na wyspie. Mijaliśmy różnych gringosów na quadach i pick-upach, a my biedni z wiszącymi do kolan prawie językami prowadziliśmy nasze rowery (pod górkę nie dało inaczej rady). Ale po ponad 6 godzinach dotarliśmy spowrotem do Santo Domingo. Uratowała nas wielka maślana buła, którą kupiliśmy od lokalnego farmera (oczywiście na wyprawę nie wzieliśy jedzenia). Próbowaliśmy po drodze mango i szukaliśmy bananów, ale nie mieliśmy w tym szczęścia po mango były zgniłe a sezon na banany właśnie się skończył. Nagrodą była kąpiel w krystalicznie czystych wodach źródlanych w „kurorcie” Ojo del Agua, gdzie pan nas powitał polkim : Witajcie;)Podobno przyjeżdża tam od czasu do czasu kilku Polaków. Po całym dniu na góralach byliśmy bardzo zmęczenie i stwierdziliśy, że nie damy rady wejść na wulkan (ze względu na moją nogę). Ale w Ameryce Centralnej jest tyle wulkanów, że na pewno będzie jeszcze okazja;))). Następnego dnia wstliśmy więc o 5 rano, wsiedliśmy w chicken busa, później na prom i następnym chicken busem pojechaliśmy do Masayi, gdzie spędziliśy jedną noc i poszperaliśmy trochę wna targu lokalnych artystów. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz