piątek, 11 czerwca 2010

Semuc Champey - Gwatemala

Antigua była bardzo piękna lecz po 3 dniach chodzenia po mieście brakowało nam natury. Wykupiliśmy więc 3-dniową wycieczkę do Semuc Champey. Najeździliśmy się bardzo dużo lokalnymi autobusami i pomyśleliśmy, że fajnie by było dojechać gdzieś na miejsce nie martwiąc się o przesiadki, załatwianie noclegu i inne drobne sprawy. Za przejazd tam i spowrotem, 2 noclegi w hostelu w pokoju 4-osobowym i jeden dzień wycieczek z przewodnikiem zapłaciliśy 70 $ za osobę. Dojazd zajął nam jakieś 7 godzin. Najciekawszym etapem podróży był przejazd pick-upem w nocy po dżungli po bardzo krętych i piaszczystych drogach z lekko podpitym kierowcą, którego ulubioną zabawą była gaszenie świateł na kilka sekund. Nie wiedzieliśmy czego się spodziewać. Nasz hostel okazał się tak jakby szałasem (teraz nazywa się to eco -lodge) z 4 łóżkami oraz oknem (bez szyby oczywiście) na dżungle. Gdy usłyszeliśmy odgłosy dochodzące z głebi lasu zastanawialiśmy się co się w nocy wydarzy tzn. Jaki robak wejdzie nam do łóżka albo pogryzie. Poznaliśmy 2 osoby, które miały dzielić z nami pokój i stwierdziliśy, że jedynym wyjściem aby zapomnieć o robakach to znieczulić zmysły. Nasi współlokatorzy wyciągneli więc butelkę rumu i noc spędziliśy wesoło na pogawędkach z innymi lokalesami. Zasnęliśmy bez problemów. Rano obudziły nas różne krzyki i dźwięki dochodzące z otaczającej nas przyrody. Gdy wyjżeliśmy przez okno okazało się, że mamy przepiękny widok na okoliczne góry, ogród oraz na rzekę. Semuc Champey to bardzo mała wioska a swą sławę zawdzięcza wapiennemu mostowi ponad którym znajdują się małe tarasy krystalicznie czystej wody idealnej do pływania. Na początek wybraliśmy się na spacer aby spojrzeć z góry na tarasy (widok niesamowity co można zobaczyć na zdjęciu) po czym spędziliśmy godzine pływając w basenikach. Po kąpieli zaliczyliśmy tzw. tubing ( spływ rzeką w oponach: nawet nie wiedzieliśmy, że ten sport ma nazwę, bo przecież na oponach pływaliśmy całe lato w basenie w Kucharach;). Najciekawszą jednak pozycją programu był caving: czyli eksploracja jaskiń. Tereny wokół Semuc są słynne z jaskiń, stalaktytów i stalagmitów oraz żyjących tam nietoperzy ( największa jest jaskinia w Lanquin, dobrze przygotowana dla turystów). Przed wejściem do jaskini Santa Maria w Semuc Champey dostaliśmy do ręki świecę i przywiązano nam sznurkiem flip-flopsy do stóp. Myślałam, że pochodzimy po jaskiniach, pooglądamy nietoperze i stalaktyty i na tym koniec. Jak się okazało jaskinie były pełne wody i...musieliśmy pływać ze świeczką aby przedostać się do nastęnego pomieszczenia. Przewodnik był nieźle przygotowany (skakał z kamienia na kamień prawie po omacku) i również spowodował niemały wzrost adrenaliny (przynajmniej u mnie). Oprócz pływania po ciemnych jaskiniach, musieliśmy wchodzić po drabinach przy wodospadzie (wszystko w ciemnej jaskini)!!!opcją było tutaj wejście po wodospadzie po linie!!!Musieliśmy przeciskać się przez wąskie szczeliny, wspinać się po śliskich kamieniach i skakać do wody. Punktem kulminacyjnym wycieczki był skok ze ścianki (z 4-5 metrów) do jaskiniowego zródła (ja zrezygnowałam ze skoku, Marcin odważył się i podobno warto było) przy blasku świec. Taka wycieczka nigdy nie przeszła by w Europie. Ze względów bezpieczeństwa musielibyśmy pewnie conajmniej założyć kaski z latarką i odpowiednie buty a nie klapki i świeczki (hahahha). Ale pojęcie bezpieczeństwa a raczej wymogów bezpieczeństwa jest w Ameryce Centralnej troszkę inne niż u nas (jednym z przykładów są wchodzący na dach chicken busów chłopcy podczas jazdy autobusu).Muszę przyzać, że w pewnych momentach byłam przerażona i kwiczałam z innymi dziewczynami, ale ...bardzo mi się podobało!!!Nie ma jak to dawka pozytywnej adrenaliny. Cała wycieczka trwła 2 godziny i wszyscy byli zachwyceni i przeżywali conajmniej 2 godziny. Po całym dniu tak pozytywnych wrażeń padliśmy w naszym eco-hostelu na maxa zmęczeni- i spaliśmy chyba z 10 godzin nietknięci przez dunglowe insekty lub przynajmniej zupełnie nieświadomi tego co może się wydzrzyć w dźungli nocą.











poniedziałek, 7 czerwca 2010

Antigua

Pierwszym miejscem, które odwiedziliśmy w Gwatemalii była Antigua. Jednogłośnie stwierdziliśmy, że jest to najładniejsze kolonialne miasteczko jakie do tej pory widzieliśmy. Antigua została założona w XVI w. I była stolicą oraz jednym z najważniejszych miast w regionie. Została jednak kilkakrotnie zniszczona przez trzęsienia ziemi, ostatnie z nich miało miejsce w 1978 roku. Kolonialna zabudowa była więc wiele razy odbudowywana. Odnowione budynki stoją tutaj pośród ruin wielkich kościołów na których odbudowę zabrakło środków. Pomimo tego ruiny świetnie się komponują z odnowionymi budynkami. Jest to miasteczko bogote jak na warunki gwatemalskie i na pewno nie typowo gwatemalskie. Pełno tutaj ciekawych restauracyjek, kafejek, lodziarni i ciekawych knajpek (niezłe miejsce na wypad weekendowy). Bardzo dużo jest również sklepików z pamiątkami oraz gwatemalczyków paradujących w swoich lokalnych strojach. My spędziliśmy tutaj trzy noce. W pierwszy dzień pojechaliśmy w góry. Wykupiliśmy wycieczkę od lokalnego touroperatora. Niestety jak na nasz gust wycieczki wydawały nam sie dość drogie: za 4 godzinną jazdę na rowerach górskich z przewodniiem zapłaciliśmy po 30 USD każdy. Na początku chcieliśmy wyruszyć sami (wypożyczenie rowera na jeden dzień to koszt 20-25 USD) jednak przewodnik zafundował nam niezłą przejażdżkę. Podjeżdżaliśmy jakomś godzinę po górskiej ścieżce wśród pól kukurydzy, kawy i upraw fasolki (lokalna specjalizacja). Nie było to zbyt łatwe po pierwsze ze względu na wysokość (około 2000 m.npm), po drugie nie trenowaliśmy zbyt dużo w ciągu ostatnich dwóch lat jazdy na rowerze. Zjazd był jednak rewelacyjny. Zarzymaliśmy się po drodze w małej wiosce gdzie poszliśmy na lokalny market różnego rodzaju pamiątek. Oczywiście mogłabym tam kupić każdą rzecz ale ogranicza mnie rozmiar mojego plecaka i fakt, że musiałabym to dźwigać. Jednym z najciekwszych miejsc jakie odwiedziliśmy było Muzeum Ubioru (Museo del Tejido) w Antigui. Muzeum tego nie było w naszym przewodniku ale jedna z poznanych po drodze osób nam je poleciła i było warto. Dowiedziliśy się tam, że każda wioska w Gwatemali ma swój charakterystyczny ubiór i wzór na tym ubiorze. Wszystkie rzeczy robione są ręcznie przez kobiety najczęściej i spędzają chyba nad tym większość swojego życia. Utkanie ręcznie bluzki to praca zajmująca od 2-4 miesięcy!!!w zależności od techniki stosowanej przez daną rodzinę/wioskę. Tka się chyba wszytsko: chusty do noszenia dzieci, opaski na głowę, paski, spódniczki. Oczywiście męskie odpowiedniki są też tkane.W zależności od wioski i jej specjalizacji umieszcza się różną symbolikę: np wioska specjalizująca się w uprawie kukurydzy umieści to na swoich strojach. Przewodnik więc pokazywał nam symbole garnków na spódniczkach, fasoli i kurczaków. Mieszkańcy wiosek potrafią po wzorach na ubiorze swtierdzić skąd dana osoba przybywa. Czy kobieta jest zamężna czy jest panną można to poznać po pasku który nosi. Mężczyzna naatomisat będzie nosił ten sam wzór co jego żona na pasku na kołnierzu. Muszę przyznać, że dzięki tak wesołym i kolorowym strojom świat na prawdę jest ciekawszy. Jedną z atrakci okolic Antigui jest wspinaczka na aktywny wulkan Pacaya. Niestety przed naszym przyjazdem wulkan wybuchł, rujnując uprawy kawy i kilkadziesiąt domów. Nie mogliśmy więc wejść na niego z powodu wysokiego zagrożenia następnym wybuchem. Ale co tam wulkanów jest tutaj bardzo dużo (co prawda wejście na jeden z nich cały czas odkładamy)!!!Jedyną negatywną rzeczą w Antigui są dość wysokie ceny. Piwo litrowe kosztuje np 8 USD (w sklepie 2.5 USD). Za każde podanie drinka w pubie restauratorzy doliczają sobie 10% za obsługę. Najtaniej oczywiście jest w lokalnych restauracjach. Kurczaka z dodatkiem ziemniaków, warzyw i tortilli można zjeść za 3 USD (co prawda porcje są jak dla nas za małe, zawsze czuliśy niedosyt). W Antigui można spokojnie spędzić z tydzień (jeśli chce się odwiedzić wszytskie kościoły i muzea, sklepiki z pamiątkami). Jak dla nas jednak to za dużo. O wiele ciekawiej jest poszwędać się po lasach tropikalnych i górach oraz mniejszych miejscowościach.