sobota, 17 kwietnia 2010

W koncu jestesmy w san Juan del Sur

PO małym opóźnieniu związanym z plecakiem Marcina, wyruszyliśmy do San Juan w piątek rano. Oczywiście chickenbusem: pełnym, głośnym z karaibską muzyką w tle. Po drodze przewinęło się mnóstwo sprzedawców oferującychc bardo przedziwne rzeczy: od jedzenia po kurde jakieś zwoje słomy (my gringosi nie mamy pojęcia co to jest oczywiście). Autobus jakoś dokulał się do Rivas i poźniej mieliśmy przesiadkę do San Juan, które jest bardzo sympatycznym miastem turystycznym. Postanowiliśmy jednak zamieszkać gdzieś bliżej oceanu (W San Juan nie da się uprawiać surfingu, gdyż położone jest w zatoce) i pojechaliśmy busem do Playa Maderas - podobno surfingowego raju Nicaragui. Jechaliśmy z pół godziny w kurzu i upale, spoceni (do tego trzeba się chyba przyzwyczaić, spocony jesteś cały czas, nawet gdy leżysz w hamaku czy siedzisz w kafejce z wiatrakami, po prostu tak juz tutaj jest). Dotarliśmy do naprawdę odludnej plaży tzn. prawie zupełnie nie zagospodarowanej. Sti tam tylko jeden hostel : zbity z desek i co tam znalazł jeszcze właściciel różnych przedziwnych części. Postanowiliśmy zostać tam na jedną noc, żeby poznać trochę teren. W wodzie mnóstwo surferów i tych bardzo dobrych i ku mojej radości początkujących. Fale były dość duże ale myśle, że bedą tutaj również takie 1,5 metrowe dla mnie (Marcin pewnie poradzie sobie na tych większych).noc zapadła już o 18:30 więc o 19.30 już słodko spaliśmy (cał czas jetlag i upał nas wykańcza). Dziś jednak znależliśmy perfect camping: mamy przytulny pokoik z łazienką, hamaki na patio i szwędające się dookoła małe kraby;))))20 metrow do Plaży Matilda;)Idealnie. Zostajemy tutaj na miesiąc. Za chwilę wypożyczamy deski surfingowe i miejmy nadzieje zaliczymy pierwsze fale;)))

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz