czwartek, 8 lipca 2010

San Cristobal de las Casas

Z Huatulco wsiedliśmy w nocny autobus do San Cristobal de las Casas-małego miasteczka kolonialnego położonego w sercu Chiapas. Miasto położone jest na wysokości ponad 2000 m n.p.m więc wieczorami było raczej zimno za to w ciągu dnia nie męczył nas upał panujący na nizinach. San Cristobal to połączenie nowoczesności z isteniejącą tutaj silną tradycją Majów: wiele jest osób noszących tradycyjne stroje jak również bujającej się wokół Plaza Central młodzieży w najnowszych furach. Potomkowie Majów handlują czym się da: przebojem regionu jest bursztyn -więc mnóstwo tutaj sklepów z biżuterią. Tanie wersje można kupić na małym rynku wyrobów artystycznych. Mnóstwo tutaj kolonialnych zabytków ale dla mnie największą atrakcją miasta było: Muzeum Medycyny Majów. Składa się ono z kilku sal opisujących sposoby w jaki leczą się tutejsi mieszkańcy okolicznych wiosek. Majowie do tej pory leczą się swoimi starymi sposobami: na lekarzy zreszta ich nie stać. Istnieje tylko 5 lekarskich specjalności wśród których wymienia się: specjalistę od pulsu (?), zielarza, specjalistę od kości, specjaistę zajmującego się sprawami umysłu oraz położną. Każdy z nich ma szeroką wiedzę na temat ziół. Specjalista od pulsu to chyba taki nasz internista lub lekarz rodzinny, który przez pomiar ciśnienia krwi może podobno stwierdzic rodzaj choroby (hmmmmm). Podczas leczenia pacjenta składa sie ofiary (z kur na przykład) oraz zapala świeczki (przy czym różne rodzaje, kolory świeczek zapala się przy różnych dolegliwościach). Najciekwszy był jednak etap o ceremonii narodzin. Położna w środowisku Majów ma bardzo duże znaczenie: opiekuję się ona kobietą ciężarną zarówno przed jak i po narodzinach (Kobiety nie chodzą na USG i różne inne badania : wszytsko pozostaje w rękach położnej). Pokazano nam oryginalny film z jednego domostwa Majów w którym odbywał sie poród: brzemienna klęczała (!!!!!) przed swoim mężem opierając się rękoma o jego kolanasta, mąż podtrzymywał ją w pasie siedząc na stołku a położna odprawiała swoje rytuały z tyłu. Najpierw więc składała ofiary i wznosiła modły o szczęśliwy poród, później podawała jakieś mikstury brzemiennej kobiecie i owijała jej brzuch paskiem po czym lekko naciskała w dół. Nie chce się wdawać w szczegóły ale film wywarł na mnie niesamowite wrażenie. Warto dodać, że brzemienna podczas porodu powinna mieć koniecznie rozpuszczone włosy i być ubrana w tradycyjny strój. Jak dla mnie to nie do zrobienia;). Po narodzinach połóżna umyła dziecko w specjalny sposób (przesuwając dłonie od glowy w dół) i odmówiła kilka modlitw. Fascynujące. Byliśmy pod takim wrażeniem , że postanowiliśmy kupić kilka maści zrobionych przez Majów i nawet zaczęliśmy szukać lokalnego znachora od kości, lecz niestety nikt nam nie potrafił dokładnie powiedzieć gdzie on/ona się w tej chwili dokłądnie znajdowała...może poszła w góry, może jest w innej wiosce...wielka niewiadoma.Po Muzeum udalismy się sprawdzić loklany market gdzie między innymi jedna pani proponowała mi degustacje mrówek, miała ich pełną miskę ale ja się nie skusiłam (jeszcze się ruszały!!!!!!!!!!). Wieczorem obejrzelimy dokument nt powstania Zapatistów-lewicowej grupy partyzantów, którzy wzniecili powstanie w San Cristobal i przejeli Ratusz Miejski w styczniu 1994 r. Walki z wojskiem rządowym toczyły się przez około 2 lata. Zapatisci przede wszystkim walczyli o przyznanie lokalnej ludności Majów takich samych praw oraz własności ziemskiej. Niestety ich pełne żądanie nie zostały spełnione do dnia dzisiejszego. Ugupowanie nadal istnieje lecz nie prowadzi już walk i jest mniej aktywne niż w latach 90-tych.
Następnego dnia wybraliśmy się na zorganizowaną wycieczkę do okolicznych miejscowości Majów. W jednej z nich mogliśmy ponownie oglądać tradycyjne stroje majów oraz wyrób tortilli. W San Juan de Chapamula odwiedziliśmy kościół gdzie Majowie modlili się i składali ofiary. W kościele niestety nie można robić zdjęć, gdyż lokalna ludność tego nie lubi. A szkoda. Podłoga kościoła była pokryta sianem (lub jakimiś wysuszonym igliwiem), ze ścian zwisały sznury kwiatów, na ołtarzach i pod nimi było pełno kwiatów. Do tego zapalono tysiące świeczek. Majowie nie mają takich typowych księży jak my, modlą się sami a nie powtarzają wyuczone na pamięć regułki. Przychodzą do kościoła aby o coś prosić więc składają ofiary. Autentycznie widzieliśmy jednego pana z rodziną ukręcającego głowę kurczakowi, którego później unosił nad zapalonymi na podłodze świeczkami. Póżniej w podobny sposób przesuwał jajka a na koniec cała rodzina wypiła ...fantę. Dla majów jakiekolwiek napoje symbolizują deszcz. Kiedyś wytwarzali je samodzielnie ale odkąd zapanowała globalizacja, coca-cola i fanta także dotarły do tych terenów;) W kościele klęczało tak i składało ofiary wiele grupek, jedna kobieta bardzo głośno ubolewała nad czymś przy głównym ołtarzu. Niestety nie zozumiałam, bo mówiła w jednym z dialektów języka majów. Majowie są katolikami albo raczej Chrześcijanami ale zachowali mnóstwo swoich tradycji i wplatają je w religię chrześcijańską, swoim bogom nadali imiona, które zostały narzucone im przez misjonarzy katolickich. I tak np. Św. Jan Chrzciciel, którego święto wypada 23 lub 24 czerwca jest po prostu dla nich Świetem Śłońca (najdłuższy dzień w roku) i świętują ten fakt przez 3 dni: od 21-24 czerwca. Szkoda, że nie udało nam się uczestniczyć w jakiejś większej ceremonii. Z innych ciekawostek w kościele było z 20 rzeźb świetych z których każdy miał zawieszone na szyi...lusterko, które symbolizuje w ich wierze czystą duszę. Sama miejscowość była typowym miasteczkim górskim majów ale jest ona jedną z najważniejszych miejscowości w tym regionie.
Następnego-ostatniego dnia pobytu wybrliśmy się do Parku Narodowego Sumidero, gdzie znajduje się najgłębszy kanion w Ameryce Centralnej: wysokość dochodzi nawet do 1000 m. Wycieczka była bardzo przyjemna gdyż płynęliśmy łódką. Przy okazji zobaczyliśy ponownie kilka krokodyli, pelikanów i małp.
Do tej pory w zasadzie poznaliśmy Majów współczesnych. Jednak Chiapas, Jukatan, Tabasco, Campeche oraz Qiontata Roo (stany w południowym Meksyku) jak również gwatemala, Honduras i nawet Salwador kryją o wiele większe skarby tej kultury pochodzące z okresu 300 p.n.e do 800 n.e (albo nawet późniejsze). Sa to różnorodne ruiny państw-miast kryjące się czasami w bardzo trudno dostępnej dżungli. Możnaby pewnie spędzić z 3 tygodnie odwiedzając wszytskie z nich. My jednak postanowiliśmy ograniczyć się do Palenque w Chiapas oraz Tikalu w północnej Gwatemali.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz